niedziela, 27 lipca 2014

Film: Miłość bez końca - Shana Feste

Tytuł: Miłość bez końca
Reżyseria: Shana Feste
Produkcja: USA
Premiera światowa: 12 lutego 2014
Czas trwania: 1 godz. 43 min.
Gatunek: melodramat

Koniec szkoły średniej. Kontrolowana przez nadopiekuńczych rodziców i żyjąca pod kloszem Jade postanawia zacząć swoje życie towarzyskie i organizuje imprezę z okazji rozdania świadectw. Zaprasza na nią między innymi buntownika Davida, który od dawna jest nią zauroczony. I tylko on przychodzi na przyjęcie... Jednak dzięki jego podstępowi reszta rocznika zjawia się na imprezie, która staje się przełomem w życiu Jade. Po raz pierwszy dziewczyna otwiera się przed inną osobą... I zaczyna związek z chłopakiem, którego nie powinna pragnąć. Różnice pomiędzy ich światami zaczynają się uwidaczniać, a ojciec Jade postanawia zrobić wszystko, aby ich rozdzielić...

Do niedawna jeszcze nie wiedziałam o istnieniu książki "Miłość bez końca" Scotta Spencera. Usłyszałam o niej dopiero, kiedy jej druga ekranizacja weszła do kin. Niestety, przed tą informacją zdążyłam obejrzeć film, inaczej trzymałabym się swojej zasady: najpierw powieść. Do kina poszłam od razu na premierę, czyli 14 lutego w Polsce. I teraz już wiem, że muszę czym prędzej zdobyć książkę!
Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to schematyczna fabuła. Oglądałam mnóstwo podobnych romansów i mogłam dokładnie przewidzieć fabułę. Już na początku filmu wiedziałam, jak on się skończy. Jednak wiadomo - melodramaty mają to do siebie, że wszystkie są bardzo podobne i dość schematyczne. Ciężko obecnie znaleźć jakąś perełkę wśród tego gatunku.
Uważam, że wątek miłosny był uroczy. Może trochę przesłodzony, ale akurat to mi nie przeszkadzało. Trzymałam kciuki, aby Jade i Davidowi się udało, aby ich związek przetrwał gniew ojca dziewczyny. Na uwagę zasługuje również przedstawienie uczucia pomiędzy bratem głównej bohaterki, a jego ukochaną. Ta miłość wydawała mi się troszkę bardziej dojrzała, może też dlatego, że byli oni o kilka lat starsi niż główna para.
Aktorzy dobrze odegrali swoje role. Oglądając film, całkowicie wczułam się w historię, miałam wrażenie, że wdarłam się do czyjegoś życia i, niewidzialna, obserwuję je. Z obsady znałam wcześniej chyba tylko Alexa Pettyfera grającego Davida. Kilka lat temu oglądałam na angielskim "Misję Strombreaker", gdzie odgrywał główną rolę. Sądzę, że wyglądał trochę za staro, jak na nastolatka, choć jest młody. Ale poza tym, uważam, że świetnie sobie poradził z tą rolą. Dobrze oddawał uczucia swojego bohatera. Natomiast Gabriellę Wilde nie za bardzo kojarzyłam, choć chyba jej nazwisko obiło mi się kiedyś o uszy. Wystąpiła do tej pory w tylko paru filmach i uważam, że wielkiej aktorki z niej nie będzie. Jej uroda zwraca na siebie uwagę, ale nie gra spektakularnie. Dość dobrze, lecz są lepsi. Do swojej postaci pasowała świetnie, a to najważniejsze. Moją uwagę zwrócił jeszcze Rhys Wakefield wcielający się w brata Jade, Keitha. Jest naprawdę przystojny. I wydawało mi się, że wszelkie uczucia, jakie okazywał, były prawdziwe.
Nie spodobała mi się ścieżka dźwiękowa. Podczas oglądania filmu w ogóle nie zwracała na siebie uwagi, a po przesłuchaniu jej w domu, uważam, że była przeciętna. W innych ekranizacjach bardziej mnie zachwycała, tak, że niektórych utworów mogłam słuchać bez końca, a ta mnie zanudziła.
"Miłość bez końca" to dość dobry film, ale bez rewelacji. Przyjemnie się go ogląda, można się odprężyć i zrelaksować. Jednak jest mnóstwo lepszych ekranizacji, a ta nie wyróżnia się wśród nich niczym szczególnym. Niemniej, książkę zamierzam przeczytać, bo wiadomo, że twórcom mogło się nie udać ująć wszystkiego tak dobrze, jak przedstawił to autor.
Moja ocena: 7/10

7 komentarzy:

  1. Film był świetny, miło spędziłam przy nim czas, ale jak napisałaś - bez rewelacji. Bardzo za to chciałabym przeczytać powieść.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę mam w planach do przeczytania, a za film nie zabiorę się dopiero jak skończę papierową wersję, także jestem ciekawa czy i w moich oczach wypadnie tak przeciętnie. Aktorka faktycznie jest prześliczna, ma bardzo ciekawy i delikatny typ urody. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie miałam okazji oglądnąć tego filmu, ale za to książka bardziej mnie interesuje. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To samo myślę, że fabuła jest schematyczna, a czy obejrzę? Tego nie wiem, pewnie nie, bo może być kiepsko ze znalezieniem czasu na film, który nie wyłania się z tłumu innych, podobnych filmów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie widziałam tego filmu, ale ujęcia które tu zamieściłaś, przypominają mi wakacyjna melancholię, chętnie obejrzę ten film,

    OdpowiedzUsuń
  6. Oglądałam go bodajże miesiąc temu i muszę powiedzieć, że idealny na weekendowy relaks :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Samo nazwisko aktorki, Wilde możesz kojarzyć z inną aktorką, Olivią, znaną m. in. z "dr House'a" czy "Życie na fali" :)
    Lubię tego typu filmy z chęcią obejrzę i przeczytam książkę :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przeczytanie recenzji. Jeżeli zapoznałeś/aś się już z omawianą pozycją, podziel się ze mną swoim zdaniem, tylko proszę, nie spoileruj innym.