Autor: Ju Honisch
Tytuł: Obsydianowe serce cz.1
Tytuł oryginału: Das Obsidianherz
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce i rok wydania: Lublin 2011
Liczba stron: 452
Monachium, stolica Królestwa Bawarii. XIX wiek. Skradziono pewien bardzo
ważny i potężny rękopis, który może doprowadzić do zagłady świata. W hotelu
Nymphenburg, najlepszym w mieście, zaczyna atakować tajemnicza zjawa, która prawdopodobnie
może doprowadzić do skradzionego cennego przedmiotu. Do zajęcia się tą sprawą,
został przydzielony zespół składający się z dwóch podporuczników, pułkownika,
śpiewaczki operowej oraz mistrza sztuk tajemnych. Wplątana w tą niemiłą
sytuację zostaje także pewna młoda dama, Corrisande Jarrencourt, która ma z tym
więcej wspólnego, niż by chciała. Razem muszą złapać potwora, zanim będzie za
późno…
Juliane Honisch urodziła się w Bawarii, jest absolwentką historii i
anglistyki uniwersytetu w Monachium. Pisała już w wieku trzynastu lat,
ukrywając swoją powieść spisaną na kartkach. Nad „Obsydianowym sercem”
pracowała od 2000 roku. Na początku, w 2008, książka ukazała się w języku
angielskim, a później autorka przetłumaczyła ją na niemiecki.
Nigdy nie miałam zamiaru przeczytać tej książki. Nie planowałam tego.
„Obsydianowe serce” nigdy tak naprawdę mnie nie zaciekawiło. Jednak kiedy
zobaczyłam ją w bibliotece, coś przyciągało mnie do tej powieści. Cały czas się
wahałam, chodziłam od półki do półki, aż w końcu pomyślałam, że warto dać jej
szansę. Początek nie był interesujący i zmuszałam się momentami do czytania.
Bardzo sprzyjającą czytaniu chwilą była jazda autobusem, więc za każdym razem,
kiedy wracałam do domu, wyciągałam książkę i czytałam. Postanowiłam sobie, że
jeżeli do pięćdziesiątej strony nie zaciekawi mnie choć minimalnie, to dam
sobie z nią spokój. Już pierwszego dnia wiedziałam, że będę musiała ją
skończyć, bo okazało się, że pomimo tego, iż ciężko się czytało, to byłam
ciekawa, co się dalej stanie, jak ta historia się potoczy.
Jak wiadomo, początki bywają trudne. Tak też było w tym przypadku. Wstęp
i pierwszy rozdział mnie zanudził, myślałam sobie wtedy: „co ja czytam?!”. Jednak
im bardziej zagłębiałam się w treść, tym lepiej odbierałam książkę.
Bardzo polubiłam postać Miss Jarrencourt. To silna kobieta, która pragnie
normalnego życia i choć udaje obojętną na niektóre sprawy, tak naprawdę jest
wrażliwa i coś wstrząsa nią bardziej, niż mogłoby się wydawać. Skrywa także
tajemnice, których część zostaje wyjawiona w pierwszej części.
Zaskoczyło mnie to, że w książce wątku miłosnego prawie nie było widać.
Okładka zapowiada „płomienną miłość”, a rzeczywistości tylko od czasu do czasu
bohaterowie rozmyślają nad swoimi uczuciami względem innych. W niektórych
momentach chciałam, aby tego romansu było trochę więcej, lecz teraz myślę, że
tak było lepiej. Można było się bardziej skupić na akcji.
Przez całą powieść bohaterowie szukali tajemniczego rękopisu, ale nawet
nie wyjaśniono, co to w ogóle jest. Autorka poinformowała czytelnika tylko o
tym, że może on zniszczyć cały świat. Nie brzmi zbyt oryginalnie, prawda? Mam
nadzieję, że w drugiej części w końcu dowiem się, dlaczego jest on aż tak
ważny, że trzeba ryzykować życie.
Mimo iż lektura okazała się całkiem ciekawa, ciężko mi było przez nią
przebrnąć. Niektóre rozdziały uważam za niepotrzebne i zanudzające. Kiedy akcja
się rozkręcała i chciało się czytać dalej, to nagle trafiałam na jeden z takich
rozdziałów. Miałam ochotę go pominąć, albo odłożyć książkę i do niej nie
wracać. Wtedy najczęściej byłam na wpół świadoma tego, co czytam, bardziej
zajmowały mnie moje myśli lub to, co się działo wokół.
„Obsydianowe serce” pozytywnie mnie zaskoczyło i chętnie kiedyś
przeczytam drugi tom, ale na pewno nie w najbliższym czasie. Bardzo dobrze
została przedstawiona epoka, w której działa się akcja. To także mnie urzekło,
chyba nawet najbardziej. Okładka jest miła dla oka i wyróżnia się spośród
innych. Sądzę, że warto przeczytać tę książkę, ale nie dla każdego może być
odpowiednia.
Moja ocena: 6/10
WYZWANIE: CZYTAM FANTASTYKĘ
Choć ciekawi mnie jak wyglądałaby powieść z akcją w Niemczech, jakoś mnie do niej nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńPóki co mam sporo książek oczekujących na przeczytanie we własnej biblioteczce, więc nie będę dorzucała kolejnej do listy. Ale jeśli sama zechce wpaść mi w ręce, to się zobaczy ;)
OdpowiedzUsuńps. recenzja dodana do wyzwania
Dla mnie książka była po prostu niesamowita :D To od niej zaczęła się moja fascynacja steampunkiem i trwa po dziś dzień :D
OdpowiedzUsuńMnie się nie udało przez tę książkę przebrnąć.Miał być steampunk a najwięcej wspólnego z tym nurtem ma okłądka książki. Dla mnie to wielkie rozczarowanie.
OdpowiedzUsuńJak znajdę w bibliotece to mozliwe, że po nią sięgnę z czystej ciekawości :)
OdpowiedzUsuńA mnie do niej nie ciągnie :/
OdpowiedzUsuńMyślę, że właśnie dla mnie nie będzie odpowiednia :(
OdpowiedzUsuńTo chyba dobrze, że się nie rzuciłam na tę książkę, bo niewiele bym zyskała ;) Przeciętniakom mówię stanowcze nie!
OdpowiedzUsuńA miałam na nią ochotę... No cóż, na razie nie chcę :P
OdpowiedzUsuń