sobota, 7 września 2013

"Drozdy. Posłaniec śmierci" Chuck Wendig


Autor: Chuck Wendig
Tytuł: Drozdy. Posłaniec śmierci
Tytuł oryginału: Mockingbirds
Wydawnictwo: Akurat
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2013
Liczba stron: 368

Miriam już od roku wiedzie spokojne życie u boku Louisa. Mieszkają razem w zaniedbanej przyczepie kempingowej, a za sąsiadów mają dziwnych staruszków i narkomanów. On wciąż zarabia na życie jako kierowca ciężarówki, natomiast ona pracuje jako kasjerka w sklepie spożywczym. Stara się ograniczyć korzystanie z daru, nosząc na dłoniach rękawiczki, ponieważ dzięki temu nie jest narażona na dotknięcie skóry drugiego człowieka, i zobaczenia przez to jego śmierci. Jej „nowe” życie mogłoby się wydawać idealne w porównaniu do poprzedniego, jednak pewnego dnia Miriam nie wytrzymuje. Mówi swojej szefowej, co tak naprawdę o niej myśli, i rzuca pracę. Wynosi się z miejsca, którego nawet nie uważała za dom, i powraca do wędrówek po świecie. Trafia do szkoły z internatem dla dziewcząt po przejściach i… Pakuje się w nowe kłopoty, ponieważ w okolicach grasuje psychopatyczny morderca, a ona próbuje ochronić niewinne uczennice, szczególnie Lauren, do której wbrew sobie zapałała sympatią.
Swojego poprzedniego spotkania z autorem nie wspominam zbyt dobrze. Owszem, książka może się wydawać wciągającym thrillerem, lecz ja stanowczo powiem, że znalazłoby się mnóstwo lepszych, na jakie warto zwrócić uwagę. Nie przypadł mi do gustu język, jakim posługuje się Chuck Wendig, a akcja wcale nie mknęła w zastraszającym tempie. Momentami się nudziłam. A co z drugim tomem? Muszę przyznać, że wypadł lepiej i czytałam go z większą przyjemnością.
Początek powieści nie wróżył niczego dobrego. Główna bohaterka już na pierwszych stronach mnie zirytowała. Wydawało mi się, że nie szanuje innych ludzi, nie znała kogoś (choćby swojej pracodawczyni), a już go oceniała i to negatywnie. Nawet pomijając ten fakt, pierwsze strony zniechęcały. Akcja w sklepie była nużąca i uważam ją za zbędną. Autor chyba próbował wprowadzić jakiś dreszczyk emocji, ale niczym nie zaskakiwał.
Im dalej czytałam, tym lepiej odbierałam książkę. Kiedy Miriam dowiedziała się, jak zginą uczennice, i zechciała odkryć tożsamość psychopatycznego mordercy, zaczęło się w końcu dziać coś ciekawego. Lubię takie zagadki i poczułam, że to jest to, czego powinnam oczekiwać po tej lekturze.
Kilka wydarzeń zmroziło mi krew w żyłach i sprawiło, że serce zaczęło bić mocniej. Wątek z morderstwami okazał się bardzo intrygujący i emocjonujący. „Posłaniec śmierci” mnie wciągnął i na kilka godzin znalazłam się w innym świecie. Liczyłam na to, że uda się uratować uczennice. Były także momenty, które nawet mnie rozbawiły, np. kilkukrotne wtargnięcia głównej postaci na teren szkoły, zawsze kończące się kłopotami.
Miriam Black nie należy do bohaterek wywołujących we mnie pozytywne emocje. Na samym początku myślałam, że jej zachowanie będzie jeszcze gorsze niż w poprzedniej części, jednak czekało mnie pozytywne zaskoczenie. Kobieta okazała swoją delikatniejszą stronę, chcąc uratować młode dziewczyny przed śmiercią. Inne zgony jej nie obchodziły i choć starała się także pokazać obojętność, widać było, że zależy jej na małej Lauren. Zaczęłam widzieć w niej także kilka pozytywnych stron, co zdecydowanie idzie na plus powieści. Mam szczerą nadzieję, że w kolejnym tomie (o ile owy zostanie napisany) bohaterka nie będzie już tak irytująca.
Chociaż na styl Chucka Wendiga dalej można ponarzekać, to w tej części nieco ograniczył wulgaryzmy. Ale nie ucierpiał na tym klimat książki, nadal jest mroczna i brutalna, czyli taka, jaka powinna być. Oczekuję, że pisarz poćwiczy swój warsztat literacki i nieraz zaskoczy twórczością.
Co do oprawy graficznej, wciąż nie zmieniłam zdania. Okładki są okropne i gdybym oceniała po nich powieści, nigdy bym ich nie tknęła. „Posłaniec śmierci” ma nieco lepszą, ale i tak mi się nie podoba. Czcionka, jaką jest napisana nazwa serii, także, moim zdaniem, nie pasuje.
„Drozdy. Posłaniec śmierci” jest o wiele lepszą częścią w porównaniu do swojej poprzedniczki, ale i tak nie mogę powiedzieć, że to jedna z ciekawszych książek, jakie czytałam. Na pewno szybko o niej zapomnę. Mimo wszystko, cieszę się, że ją przeczytałam, zmieniłam trochę zdanie o autorze. Polecam, lecz nie jest to lektura, z którą koniecznie trzeba się zapoznać i nie każdemu może się spodobać.
Moja ocena: 6/10

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Efantastyka.pl

8 komentarzy:

  1. Skoro piszesz, że niekoniecznie trzeba się z nią zapoznać, chyba się nie skuszę :) Lubię wyzwania, więc szukam książek głęboko zapadającym w pamięć :)
    Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam dwie części i niestety więcej minusów niż plusów...

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej daruje sobie tę książkę. Wolę sięgnąć w to miejsce po jakąś lepszą pozycję ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Historia przypomina mi troszeczkę "Numery" Ward, tylko tam bohaterka widziała datę śmierci patrząc komuś w oczy. Z kolei jakiś czas temu czytałam historię chłopaka, który zabijał samym dotykiem. I jakoś tak dużo tych okołośmierciowych mocy. Może musiałabym spróbować i z tą serią? Tylko po co, skoro jedynka jest gorsza od kontynuacji?
    written-by-bird.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm... do tej pory widywałam lepsze opinie, ale skoro nie jest to jakaś specjalnie dobra książka to chyba również zmienię o niej zdanie. Nadal mam nadzieję, że będzie mi dane ocenić tą powieść, a raczej obydwie części po swojemu, ale przynajmniej wiem czego mniej więcej mam się spodziewać. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo wszystko pragnę pierwszej części! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Recenzja dodana do wyzwania "Czytam Fantastykę"
    serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze mogę spróbować, a jak to ocenię, zobaczymy.:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za przeczytanie recenzji. Jeżeli zapoznałeś/aś się już z omawianą pozycją, podziel się ze mną swoim zdaniem, tylko proszę, nie spoileruj innym.