Autor: Keri Arthur
Tytuł: Wschodzący księżyc
Tytuł oryginału: Full Moon Rising
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2011
Liczba stron: 440
Riley jest niezwykle rzadkim i niespotykanym połączeniem wilkołaka i
wampira, jednak bardziej czuje się wilkiem i posiada tylko niektóre
umiejętności krwiopijców. Musi utrzymywać ten fakt w tajemnicy, ponieważ
ujawnienie go może być niebezpieczne dla niej, jak i jej brata bliźniaka,
Rhoana. Oboje pracują w biurze Departamentu Innych Ras w Melbourne. Ona jest
oficerem łącznikowym, natomiast jej brat strażnikiem. Pewnego dnia znika on
podczas swojej misji, a Riley musi sama go odnaleźć, gdyż nikt inny
najwyraźniej nie ma takiego zamiaru. Kobieta zaczyna wbrew sobie angażować się
w sprawę, z którą wolałaby nie mieć nic wspólnego. A wszystko zaczęło się dnia,
kiedy niezmiernie przystojny i atrakcyjny wampir przyodziany jedynie we własną
skórę pojawił się przed jej drzwiami…
Keri Arthur to znana amerykańska pisarka powieści z gatunku urban fantasy
i paranormal romance. Była nominowana do wielu nagród. Jej najpopularniejszym
cyklem jest seria o pół wampirze i pół wilkołaku, Riley Jenson. Te powieści przyniosły
jej sławę i każdy kolejny tom znajduje się na liście bestsellerów. Oprócz tego
pani Arthur napisała kilka innych serii.
Czytałam wiele recenzji tej książki. Jednym osobom bardzo spodobał się
„Wschodzący księżyc”, a inne wręcz odradzały lekturę. Właśnie ten fakt skłonił
mnie do zapoznania się z powieścią – dlaczego zdania na jej temat są tak różne?
Do której grupy ja się będę zaliczała? Dlatego, kiedy tylko pojawiła się
okazja, kupiłam pierwszy tom cyklu o rudowłosej wilczycy. Czy żałuję?
Autorka przedstawiła wilkołaki w zupełnie odmienny i oryginalny sposób.
Zwykle kojarzą się jako ludzie zmieniający się w każdą pełnię w wilki lub
owłosione potwory. Tutaj, oprócz koniecznej przemiany w wilki, kiedy księżyc w
całej okazałości ukaże się na niebie, wilkołaki, na tydzień przed pełnią,
ogarnia księżycowa gorączka. Nasila się wtedy ich popęd seksualny. Hormony w
nich szaleją, a one muszą zaspokoić swoje potrzeby. W mieście istnieją
specjalne kluby dla wilkołaków, w których mogą znaleźć sobie partnera (lub nie,
jeżeli odnalazły swoją bratnią duszę). Za to wampiry mogą zamieniać się w cień,
wdzierać się w umysł człowieka i widzieć przez podczerwień. A ponad to ludzie
wiedzą o istnieniu innych ras i może tego nie akceptują, ale muszą uszanować. Fabuła
jest osadzona w przyszłości, choć gdyby nie było o tym pewnej wzmianki w
książce, nigdy bym się nie domyśliła. Nie jesteśmy już w XXI wieku, ale w
którym?
Bohaterów nie zaliczam do plusów tej powieści. Riley często mnie
irytowała. I choć nie mogę powiedzieć, że jej nie lubię, to nie zapałałam do
niej zbyt wielką sympatią. Była mi po prostu obojętna. Lubię, kiedy postaci, a
szczególnie te pierwszoplanowe wywołują we mnie pozytywne uczucia i mogę
trzymać kciuki, aby wyszli cało z opresji, a tutaj niestety tak nie było. Za to
Quinna, tego nagiego wampira, od razu polubiłam. Wydawał się taki sympatyczny i
sprawiał dobre wrażenie. Reszta postaci za bardzo nie wyróżniała się na tle
innych. Do Talona nie mogłam się w ogóle przekonać, nie lubiłam go i wolałam,
aby więcej nie pokazywał się w książce.
Akcja płynie w specyficznym tempie – to przyspiesza, a później zwalnia,
aby znów w niespodziewanym momencie wbić czytelnika w fotel. I tak cały czas
się powtarza. Było to dość frustrujące. Nie zdążyła się jeszcze dobrze
rozkręcić, a już zwalniała, a później znów przyspieszała. Mimo wszystko uważam,
że to dobrze, że autorka starała się przez całą powieść wprowadzać zaskakujące
wydarzenia, które sprawiały, że serce waliło mi jak oszalałe. Lepsze to, niż
żeby przez trzy czwarte książki nic się nie działo.
Zdecydowanie najgorszą częścią lektury były sceny erotyczne. Zdarzały się
zdecydowanie za często, zaczynały mnie nudzić, przecież to nie miał być erotyk.
Bohaterka co kilka godzin musiała zaspokajać swoje potrzeby seksualne. Nie
ważne z kim, nie ważne gdzie, byle tylko uprawiać seks. Nawet ze swoim wrogiem,
czego kompletnie nie mogłam zrozumieć. Keri Arthur nie owija w bawełnę i nazywa
rzeczy po imieniu. Sceny intymne były ostre, śmiałe i namiętne.
Podsumowując, „Wschodzący księżyc” to dobra i wciągająca lektura, jednak
nie obyło się bez mankamentów. Chętnie przeczytam drugą część, mam nadzieję, że
pani Arthur poprawiła w niej niektóre rzeczy. Odpowiadam na pytanie zadane w
trzecim akapicie: nie żałuję. Polecam tę powieść, jednak nie wszystkim może się
spodobać, dlatego nie będę za bardzo przekonywać.
Moja ocena: 6/10
WYZWANIE: CZYTAM FANTASTYKĘ
Mam na półce i trochę zaczęłam czytać, ale jakoś nie przypadła mi do gustu i rzuciłam ją w najdalszy kąt.
OdpowiedzUsuńWampiry i wilkołaki odpadają. :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tą serię. Może nie była jakaś specjalnie ambitna, ale przyjemnie się ją czytało. :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam, aczkolwiek próbuję sobie zebrać tę serię i dopiero wówczas rozpocząć przygodę :) Wiem, może dziwne, bo nie wiadomo, czy spodoba mi się pierwsza część. Ale ja zawsze byłam zakręcona ;)
OdpowiedzUsuńRecenzja dodana do wyzwania "Czytam Fantastykę"
pozdrawiam serdecznie :)
Chyba przejadły mi się wampiry i wilkołaki. A jeśli mam po nie sięgnąć to musi to być coś wspaniałego, inaczej odpada.
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię przygody Riley :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja i choć byłam przekonana do serii, z chęcią zapoznałam się z Twoim zdaniem
OdpowiedzUsuńA mnie bardzo zachęciłaś, jestem szalenie ciekawa tej lektury. :)
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam tę książkę ; D
OdpowiedzUsuńCzytałam i nie uważam cyklu za coś typu "wow", to jak dla mnie, jest lekką i przyjemną lekturę : ) Ja polubiłam główną bohaterkę, ale jej brata najbardziej :) Skoro spodobała Ci się pierwsza część, polecam kontynuacje, przeczytałam dwie następne i są równie zaskakujące :) (przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie :))
OdpowiedzUsuńLubię tę serię. :)
OdpowiedzUsuń