Autor: Cassandra Clare
Tytuł: Miasto Upadłych Aniołów
Tytuł oryginału: City of Fallen
Angels. The Mortal Instruments – Book Four
Wydawnictwo: MAG
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2011
Liczba stron: 436
Bitwa z Valentinem już się skończyła. Nocni Łowcy planują zjednoczyć się
z Podziemnymi, zawszeć z nimi sojusz i ustalić nowe prawa. Clary wraca do
Nowego Jorku, aby zacząć w końcu trenować jak prawdziwy Nocny Łowca. I może w
końcu spotykać się Jacem, nie muszą ukrywać swojej miłości. Simon za to wyszedł
z bitwy już nie taki sam, jak wcześniej. Nosi teraz historyczny Pierwszy Znak,
który staje się dla niego klątwą. Wszyscy chcą mieć go po swojej stronie,
potrzebują przysługi. Na dodatek chłopak zaczyna umawiać się z dwiema pięknymi
dziewczynami, które nie wiedzą o sobie, choć się znają. Stąpa po cienkim
lodzie, ale nie potrafi się na żadną zdecydować. Może szybko sprawić, że
wszyscy wokół go znienawidzą. Ale nikt nie może go skrzywdzić… Jace zaczyna
coraz bardziej oddalać się od Clary nie podając nikomu powodów. Dzieje się coś
złego, coś co może dostrzec tylko Clary, zanim będzie za późno…
Jeszcze nie tak dawno zachwycałam się serią „Dary Anioła”. Muszę
przyznać, że było czym. Ten cykl z pewnością na długo zostanie mi w pamięci i
będę go polecać każdej osobie, którą spotkam na swojej drodze. A może raczej
powinnam napisać, że to trylogia była taka cudowna. Bo, niestety, kontynuacja
okazała się nienajlepszym pomysłem. Może to ja za dużo wymagałam, cały czas
chciałam więcej i więcej i żeby było jeszcze lepiej. Za dużo tego dobrego.
Pokładałam w tej książce wielkie nadzieje, ale tak samo bardzo mnie
rozczarowała. I nigdy nie wybaczę tego Cassandrze Clare, zawsze będę jej to
wypominać. Chyba że nadrobi to kolejnymi tomami, ale musiałby być naprawdę…
zjawiskowe.
Po pierwsze, pani Clare chciała wprowadzić więcej wątków, bardziej
rozbudować postaci drugoplanowe. I przedobrzyła przy tym. Za bardzo wysunęła je
na pierwszy plan. Zdecydowanie za dużo Simona! Już wcześniej za nim nie
przepadałam, a teraz czuję się jeszcze bardziej zniesmaczona. Bo, przepraszam
bardzo, kto miał być głównym bohaterem? Clary, a nie on! Cassandra Clare za
bardzo rozbudowała jego wątek, a trochę gorzej potraktowała Clary i Jace’a. I
nie tylko o Simona chodzi, ale trochę też o Aleca, Isabelle, Magnusa, Maię,
Kyle’a. Zdecydowanie ich za dużo w książce. Nie o to mi chodziło! Chciałam
kolejnej wspaniałej powieści, którą mogłabym się zachwycać w nieskończoność, a
nie wytykać w nieskończoność błędy i niedociągnięcia.
I kolejne – Jace. Na tej postaci się niesamowicie zawiodłam. Jeszcze parę
dni, tygodni temu tak go uwielbiałam, ale teraz… Mam mieszane uczucia. Z
silnego, aroganckiego i zabawnego chłopaka przerodził się w słabą osobę, która
na każdym kroku się karała i obwiniała o wszystko. Nie mógł się pogodzić z
przeszłością, nie umiał z niej powrócić ani żyć w teraźniejszości. Zupełnie
jakby to nie był ten sam chłopak. Czasem jego poczynania wydawały się sztuczne
i to mnie najbardziej zabolało. Gdybym była Clary, to walnęłabym go pięścią w
twarz i krzyknęła, żeby się otrząsnął, bo karząc siebie rani innych. Nie tego
się po nim spodziewałam. Nie dość, że za mało go było w książce, to jeszcze
zachowywał się jak nie on. Nie można nic innego robić, tylko płakać nad nim. Na
szczęście Clary się nie zmieniła i nadal jest silną kobietą, jaką zrobiły z
niej przygody z Valentinem. No i jeszcze ten nieszczęsny Simon. Nie wzbudził
mojej sympatii w pierwszym tomie i to się chyba nie zmieni. Jego głupota aż
czasem razi po oczach, szczególnie w „Mieście Upadłych Aniołów”, gdzie było go
najwięcej.
Wydarzenia dziejące się w tej części, choć tajemnicze i intrygujące, to
wydawało się, że były lekko naciągane. Oczywiście szanowna autorka nie mogła
dać pobyć Clary i Jace’owi razem, jakby mściła się na nich za coś. Lecz
pomijając ten fakt, to nadal akcja zaczyna się już na samym początku i cały
czas nabiera tempa, aby wybuchnąć we właściwym momencie, kiedy to napięcie
sięga zenitu. Na szczęście to się nie zmieniło.
Styl pisania Cassandry Clare nie uległ zmianie, cały czas jest miły i
przyjemny w odbiorze, autorka dobrze przekazuje myśli i świetnie opisuje
miejsca. Jest to miła odmiana przy niektórych pisarzach, którzy nie potrafią
tego robić i nie spieszy im się do ćwiczenia swoich umiejętności.
Skoro już daję upust swojej złości, to muszę ponarzekać na okładkę. Jest
po prostu okropna, obrzydliwa i jakby ktoś oceniał powieści po okładce, to
nigdy nie zdecydowałby się jej kupić. Szkoda, że wydawnictwo nie zachowało
oryginalnych, które są o niebo lepsze. O ile w poprzednich częściach starałam
się nie zwracać uwagi na nie, to teraz nie potrafię. Są brzydkie i koniec. Choć
żałujcie, że nie widzieliście Czeskich, taką książkę to ja bym się wstydziła
mieć na półce. Aż niedobrze mi się robi na samą myśl.
„Miasto Upadłych Aniołów” było dla mnie jak cios prosto w twarz. Wyszłam
z tego błogiego i radosnego transu rozmyślania o cyklu, teraz pogrążam się
melancholii wywołanej przez czwartą część. Jak piąta będzie taka sama to moja
psychika tego nie wytrzyma. Szczerze mówiąc gdybym mogła cofnąć czas, to bym
nie pozwoliła sobie zapoznać się z kolejnymi tomami, zakończyłabym na trylogii.
Niestety, ciekawość to pierwszy stopień do piekła i tak było w moim przypadku.
Nie zniechęcajcie się moją recenzją, podałam tutaj większość wad, ponieważ
zalety wymieniłam już w poprzednich częściach. Może troszeczkę wszystko
wyolbrzymiłam, ale tak właśnie się czuję. Proszę o zrozumienie i nie
powieszenie mnie za karę.
Moja ocena: 8/10
WYZWANIE: CZYTAM FANTASTYKĘ
Kolejna seria, o której nasłuchałem się niezmiernie wiele dobrego i wciąż nie mam ochoty poderwać jej z księgarnianej półki. Ależ ja jestem wybredny... może to dlatego, iż lubię ładne okładki... czego tutaj ewidentnie brak. :P
OdpowiedzUsuńSimona nie lubiłam aż do 5 tomu, więc może i Ty się przekonasz. osobiście uważam, że ta część, czyli Miasto upadłych aniołów jest najsłabszą ze wszystkich, które wyszły spod pióra autorki. Na kolejnym tomie się nie zawiedziesz aż tak bardzo, przynajmniej tak mi się wydaje. Niemniej jednak szkoda, że nie skończyło się na trylogii, byłoby moim zdaniem dużo lepiej :)
OdpowiedzUsuńDobrze się czytało, ale to już nie jest to samo, co trzy pierwsze tomy :)
OdpowiedzUsuńJa wprost całą serię uwielbiam więc złego słowa nie mogę powiedzieć xD
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na konkurs ;)
Pierwsze trzy częsci to mistrzostwo, później nadal mi się poodbało, ale to już nie było to samo...
OdpowiedzUsuńPo wielu pozytywnych recenzjach chyba się przełamię i sięgnę po pierwszy tom :)
OdpowiedzUsuńrecenzja dodana do wyzwania,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Chyba jestem jakaś dziwna, bo ta seria nie podoba mi się ani trochę :D Ledwo przebrnęłam przez drugi tom...
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jestem strasznie ciekawa całej serii. Mam jednak tycią, tyciutką nadzieję, że czwarty tom nie okaże się tak słaby jak piszesz. Bo chociaż czytałam tylko pierwszy, to już wiem, że pokocham serię całym sercem :P
OdpowiedzUsuńOkładki faktycznie są straszne. :p cyklu jeszcze nie przeczytałam, ale czytałam duzo o nim dobrego i chcę w koncu mieć je za soba . :p
OdpowiedzUsuńNominowałam Twojego bloga do Liebster Awards! :) szczegóły znajdziesz tutaj: http://books-pal.blogspot.com/2013/03/liebster-award.html?m=1