Tytuł: Intruz
Reżyseria: Andrew Niccol
Produkcja: USA
Premiera światowa: 22 marca 2013
Czas trwania: 2 godz. 5 min.
Gatunek: Science-fiction, romans
Przyszłość. Na ziemię przylecieli przybysze z innej planety, Dusze. Umieszcza się je w ciałach ludzi, którzy są dla nich żywicielami. Każdy człowiek powinien przyjąć Duszę do swojego ciała, lecz są ci, którzy się buntują. Łowcy starają się ich wytropić, uważają, że to dla ich dobra.
Melanie Stryder należy do grupy buntowników. Pewnego dnia schwytano ją. Próbowała uciekać i prawie straciła przez to życie. W jej ciało wszczepiono doświadczoną Duszę, Wagabundę, która odwiedziła już siedem planet. Ma ona przeszukać umysł Melanie i dowiedzieć się, gdzie znajduje się kryjówka rebeliantów. Jednak jej żywicielka stawia opór, chce odszukać swego ukochanego, Jareda, oraz brata, jedyne najbliższe jej osoby. Wagabunda i Melanie zawierają pewien układ i razem uciekają z rąk Łowców na pustynię...
Jeszcze parę miesięcy temu nie tknęłabym książki ani filmu, pomimo pozytywnych opinii. Jednak po przeczytaniu jednej z recenzji, w końcu poczułam się zachęcona do przeczytania "Intruza" na tyle, że planowałam go kupić. Niedawno dowiedziałam się o filmie i po obejrzeniu zwiastuna byłam wprost oczarowana! Wyliczałam dni do premiery i parę dni po niej poszłam do kina. Postanowiłam, że jeżeli ekranizacja mi się spodoba, wtedy przeczytam powieść. I wiecie co? Już zbieram pieniądze na egzemplarz z filmową okładką.
Pierwszym, co mnie bardzo zaskoczyło, było przedstawienie Dusz, obcych z innej planety. To malutkie, świecące, srebrzyste istotki z mnóstwem czułków, bardzo delikatne, przypominające robaczka. Bardzo mi się podobał ich wygląd, wyglądały całkiem przyjaźnie. Nie były to stereotypowe zielone stwory, wyglądem nieco przypominające człowieka. Dusze okazały się spokojne i łagodne, dzięki nim był pokój na świecie. Niestety nie miały emocji. Szczególnie ciekawa była Wagabunda, zwana zdrobniale Wanda. Dzięki Melanie nauczyła się kochać, współczuć i żyć w zgodzie z ludźmi. To naprawdę wspaniała postać.
Muszę też wspomnieć o wątku miłosnym. Może się wydawać, że mamy tu do czynienia z trójkątem miłosnym, jednak wcale tak nie jest. Melanie od początku jest pewna swoich uczuć i nie waha się między jednym chłopakiem a drugim. Problemem dla niej okazała się Wanda, która także zaczęła coś czuć do pewnego mężczyzny. Wszystko się pokomplikowało, gdyż nie mogła z nim być, żyjąc w ciele Melanie. Jest to coś zupełnie nowego, co uważam za ogromny plus.
Muszę się przyznać, że aktorów, którzy grali główne role nie znałam. Z Saoirse Ronan wcielającą się w Melanie po raz pierwszy oglądałam film. Dobrze sobie poradziła w "Intruzie", świetnie odzwierciedlała emocje bohaterki, a nie miała zbyt łatwego zadania. W końcu w jej ciele miały siedzieć dwie osoby - Melanie oraz Wagabunda. Jareda zagrał Max Irons, którego także nie znałam, ale muszę przyznać, że jest przystojny. Zamierzam obejrzeć "Dziewczynę w czerwonej pelerynie", w której występował. Jake Abel, który zagrał Iana wygląda mi znajomo, ale raczej nie widziałam go w żadnym filmie. Występował w ekranizacjach takich jak "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy" czy "Jestem numerem cztery". Oba te filmy mam w planach. Uważam, że aktorzy zostali dobrze dobrani, jednak nie mogę stwierdzić, czy ich wygląd jest zgodny z książką, ponieważ jej nie czytałam.
Chcę jeszcze wspomnieć o ścieżce dźwiękowej z "Intruza". Sądzę, że jest świetna i pasuje do danych scen. Szczególnie zapadła mi w pamięci jedna piosenka, a mianowicie "Radioactive" Imagine Dragons. Usłyszałam ją już po filmie, podczas napisów, kiedy wychodziłam z sali kinowej. Ogólnie nie lubię takiej muzyki, lecz ta piosenka jest znośna i ostatnio słucham jej nałogowo, ponieważ bardzo kojarzy mi się z filmem, podczas słuchania wspominam tę wspaniałą ekranizację.
Moim zdaniem "Intruz" to niesamowity film i długo go nie zapomnę. Wzbudził we mnie mnóstwo emocji i przeżywałam go jeszcze parę godzin po obejrzeniu. Na ogół nie oglądam ekranizacji o tym, jak przybysze z innej planety atakują Ziemię itd., ale okazało się, że "Intruz" to coś zupełnie innego. To też opowieść o miłości, poświęceniu i chęci ratowania drugiego człowieka.
Moja ocena: 10/10
Książkę czytałam już dawno i należy do jednych z moich ulubionych. Film też jest bardzo dobry i to prawda, że tym razem pani Meyer stworzyła dość nietypowy trójkącik:)
OdpowiedzUsuńSzybciutko zbieraj te pieniądze, bo książka jest naprawdę świetna:)
Ani nie czytałam książki, ani nie oglądałam jeszcze filmu. Mam nadzieję, że to się niedługo zmieni:)
OdpowiedzUsuńobejrzę na pewno, ale dopiero po książce... czyli nie wiem kiedy. Chcę pożyczyć "Intruza" od koleżanki mojej koleżanki, ale ona pożyczyła go komuś innemu i ta osoba nie oddaje i nie oddaje.. a ja czekam i czekam :/
OdpowiedzUsuńNajpierw skuszę się na powieść, choć nie wiem czy wytrzymam, bo wszyscy tak strasznie chwalą film :D
OdpowiedzUsuńZamierzam obejrzeć "Intruza", kiedy będę miała przeczytaną książkę, więc trochę poczekam. Ale wolę zacząć od książki. :) Bardzo interesujący blog, dołączam do obserwowanych. :)
OdpowiedzUsuńJa również oglądałam film, byłam na premierze i podobnie jak inni, jestem nim zachwycona! Dobrze, że książka stoi już na półce. :)
OdpowiedzUsuńEkranizacja, wbrew mym obawom, jest dość dobra :) Ale oczywiście nic nie zastąpi książki :) Jedyną rzeczą, która bardziej mi się podobała w filmie od książki, było zakończenie - w książce Wanda strasznie mnie irytowała, w filmie nie ;)
OdpowiedzUsuńA ukazanie dusz - przepiękne :)